W Polsce Deal or no deal znany był pod nazwą Grasz, czy nie grasz i prowadził go Zygmunt Chajzer. Jednak tylko biorąc pod uwagę jedynie kilka zasad był on podobny do tego co prezentuje brytyjska wersja teleturnieju (emitowanej na Channel 4).
Zasady są proste. Mamy uczestników, którzy nie muszą posiadać żadnej większej wiedzy, tylko liczyć na szczęście (choć przydaje się np. rachunek prawdopodobieństwa). Wybierają jeden z 22 pudełek, w których ukryta jest jakaś suma pieniędzy (dokładniej napisana na kartce). Później proszą o otwarcie innych numerów starając się, aby w grze pozostawała jak najwyższa kwota. W Wielkiej Brytanii jest to 250 tysięcy funtów. W pierwszej rundzie odkrywane jest 5 pudełek, po czym uczestnik otrzymuje ofertę, za którą może wymienić swoje pudełko w danym momencie. Po czym odpowiada na pytanie Deal or no Deal? Czyli czy bierze zaoferowane pieniądze, czy może gra dalej. W kolejnych rundach odkrywa już mniej pudełek, ale sytuacja z ofertą (od nieznanego bankiera) się powtarza. Cała gra trwa nawet po przyjęciu oferty, bo każdy chce się dowiedzieć czy była to dobra decyzja, czyli czy wygrało się więcej lub mniej od tego co było w początkowym pudełku.
Kolejna sprawa to rodzinna atmosfera związana z tym teleturniejem. Każdy z uczestników, aby zagrać występuje przeważnie w 15-20 odcinkach jako osoba, która otwiera pudełka. Z tego powodu na planie dochodzi do prawdziwych, nieudawanych przyjaźni. Każdy zna swoja sytuację oraz sytuację innych uczestników, dlatego wiemy, że każdy dobrze sobie życzy i naprawdę szkoda jest jeśli otwiera np. pudełko z dużą ilością pieniędzy. Na początku odcinka uczestnik mówi o swojej historii, pokazuje zdjęcia swoje i swojej rodziny. Co sprawia, że gra naprawdę wciąga widza.
Całość dopełnia legenda brytyjskiego dziennikarstwa Noel Edmonds.
Jego życzliwość, żarty i docinki z bankiera, a także nie ukrywana chęć pomocy uczestnikom naprawdę wzrusza. A teleturniej prowadzi przeważnie w dziwnej, kolorowej koszuli. Jego rozmowy zarówno z uczestnikami, jak i bankierem (którego nigdy nie widzimy, bo podaje swoje oferty za pomocą telefonu na stary klasyczny telefon) są ciekawe, a niektóre przeszły wręcz do tradycji. W każdym odcinku towarzyszy też publiczność, która żywiołowo reaguje na dziejące się wydarzenia. Potrafi śmiać się z żartu, albo przekonywać uczestnika, żeby wziął pieniądze lub buczeć na ofertę bankiera.
Jego życzliwość, żarty i docinki z bankiera, a także nie ukrywana chęć pomocy uczestnikom naprawdę wzrusza. A teleturniej prowadzi przeważnie w dziwnej, kolorowej koszuli. Jego rozmowy zarówno z uczestnikami, jak i bankierem (którego nigdy nie widzimy, bo podaje swoje oferty za pomocą telefonu na stary klasyczny telefon) są ciekawe, a niektóre przeszły wręcz do tradycji. W każdym odcinku towarzyszy też publiczność, która żywiołowo reaguje na dziejące się wydarzenia. Potrafi śmiać się z żartu, albo przekonywać uczestnika, żeby wziął pieniądze lub buczeć na ofertę bankiera.
Fajne jest też to, że teleturniej pokazywany jest także w różnego rodzaju święta. Mamy więc wydania specjalne, gdzie np. każdy przebiera się strasznie, bo jest Halloween. To dodaje kolorytu i pokazuje, że ludzi w różnej sytuacji życiowej potrafią śmiać się z siebie i razem współpracować. Momentami ze zwykłej rozrywki wchodzimy wręcz w prawdziwe człowieczeństwo.
odcinek Halloweenowy
odcinek świąteczny
Jak widać w Polsce nie wykorzystano potencjału teleturnieju Deal or no deal. Skoro ostatnio mieliśmy „Twoją twarz brzmi znajomo”, gdzie pomagano przy okazji rozrywki różnym fundacjom i osobom potrzebującym. To wydaje mi się, że warto by było by przywrócić Grasz czy nie grasz, ale tylko pod warunkiem, że będzie to kalka brytyjskiej wersji.
Przykładowy odcinek
nie wiem czy wiesz ale noel edmonds prowadził także najlepszy program lat 90 XX. wieku "noel's house party" warto byś go opisał, sporo w nim zabawy typu zagłosuj na tą gwiazdę by ta wzięła przymusową kąpiel w mazi lub gra audiotele "grab a grand"
OdpowiedzUsuń